Zachwycony? Mało powiedziane! Wręcz kubki mojego podniebienia są usatysfakcjonowane tutejszymi, świeżymi produktami. Pierwsze z nich to krewetki, kalmary, langustynki jako popularne owoce morza na całym świecie. Takie przysmaki jak scyzorki możemy zastąpić małżami. Strzykwy uznawane są za przysmak podobny do kawioru lub jeżowce na które trzeba uważać bo są trujące. Sezonem przyrządzenia jest marzec i kwiecień wtedy pojawiają się niczym przebiśniegi po zimie, na każdym Walenckim stole. Dla zwykłego zjadacza chleba mogą okazać się niczym szczególnym, natomiast posiadają swoja magie. Pomimo tego, że nie jestem ich smakoszem, nie wyobrażam sobie aby ich nie spróbować będąc w tym miejscu. Takimi przysmakami zajmuje się na co dzień w kuchni „Familia La Sucursal” w której odbywam praktyki. Jestem zachwycony i oszołomiony cała Walencją. Tutaj dla ludzi zatrzymał się czas, nie biegną, nie pędzą, po prostu idą. Słoneczna pogoda i wspaniały wiatr tulący twarz pozwala na wędrowanie bez końca. A gdy jest nam już za gorąco to pubów i plaż jest sporo. Czas szybko pędzi i zbliża nas do końca pobytu w Walencji, lecz jestem szczęśliwy i zadowolony bo odkryłem w tej przygodzie nowe doznania kulinarne.