Piesza wędrówka
W ramach poznawania kultury i historii regionu Walencji wybraliśmy się z całą grupą na pieszą wędrówkę na obrzeża miasta, z naszym nauczycielem języka hiszpańskiego – Jaume.
Po spotkaniu przy stacji metra Alboraya-Peris Aragó i przejściu urokliwymi uliczkami poza tereny miejskie – naszym oczom ukazał się piękny, wiejski krajobraz gminy Alboraya
Jest to obszar upraw rolniczych, gdzie uprawiane są różne warzywa i owoce, w zależności od pory roku, a także sezonu. Zaobserwowaliśmy między innymi uprawy cebuli, karczocha, plantacje drzewek pomarańczowych i pola uprawne cibory jadalnej, szerzej znanej jako orzech tygrysi, lub po prostu – chufa. Ze słodkich bulw tej rośliny, dodając wody i cukru, wytwarza się napój, przypominający mleko.
Horchata de Chufa.
Każdy, kto przez dłuższą chwilę był w Walencji lub okolicach – mógł zaobserwować popularność tego napoju. Jest on serwowany do picia w restauracjach, sprzedawany w sklepach w kartonach i butelkach, a także dodawany do wielu deserów. W jednej z restauracji, w których odbywamy praktyki, w głównym menu znajduje się taki deser – biszkopty nasączane Horchatą, czyli Torrija de Horchata.
Wczoraj, podczas wędrówki mieliśmy okazję zobaczyć, gdzie znajduje się muzeum przedstawiające historię napoju Horchata de Chufa. Niestety było zamknięte, ponieważ był poniedziałek, ale z pewnością chętnie wybierzemy się tam przy najbliższej okazji. Podobno na miejscu można spróbować napoju w różnych odsłonach.
Niespodzianka 🙂
Spacerując dalej w słońcu i pięknych okolicznościach przyrody, nagle znaleźliśmy się na niewielkiej działce, do której, jak się okazało – nasz profesor miał klucze. Jest to prywatna działka jego przyjaciela, z niewielkim kawałkiem pola uprawnego i małym domkiem.
Czekała tam na nas wyjątkowo miła niespodzianka, w postaci małej siesty przy stole pełnym hiszpańskich przekąsek.
Nasz nauczyciel, Jaume, bardzo pozytywnie nas zaskoczył, przygotowując to wszystko specjalnie dla naszej grupy!
Odpoczywaliśmy, jedliśmy i rozmawialiśmy w najlepsze, kiedy naszym oczom ukazała się miejscowa kura, która wyszła z kurnika, najwyraźniej zaciekawiona niespodziewanymi gośćmi. Okazało się, że jest oswojona – na tyle, że mogliśmy ją wziąć na kolana i karmić z ręki. Dostała nawet imię – Gallina, co z hiszpańskiego oznacza właśnie kurę. Zdecydowanie stała się atrakcją naszej wycieczki!
Dziękujemy!
Po zakończeniu siesty podziękowaliśmy Jaume, za niespodziankę oraz gościnę, a następnie ruszyliśmy w stronę morza. Dotarliśmy w okolice Port Saplaya, na plażę zdecydowanie mniej obleganą przez turystów i mieszkańców, ale nie mniej urokliwą. Na zwieńczenie naszej wyprawy przeszliśmy wzdłuż linii brzegowej i wróciliśmy do domów. To był wyjątkowo przyjemnie spędzony dzień wolny od zajęć i praktyk, choć nie mniej intensywny.
Dziękujemy Jaume, dziękujemy Walencjo, dziękujemy Gallino! 🙂
Petro i Olya.